czy ja zwariowalam? to poczatek, czy juz koniec mojego szalenstwa? potrzebuje pomocy... naprawde... chce pomocy... ale nie umiem jej przyjac... nie umiem zlapac pomocnej dloni... nie umiem... wybacz mi... ja chyba jestem chora... nie potrafie sobie pomoc... moze nie chce... moze chce byc stuknieta... ech... bzdura, bzdura, bzdura... nikt nie chce byc szurniety!
ktos o mnie powiedzial: "jestes aspoleczna (...) wyalienowana (...) trzeba cie nauczyc zycia w gromadzie (...) indywiduum (...) wredna (...) nie umiesz isc na kompromisy (...)"
czy ja naprawde taka jestem? ech... sama powinnam wiedziec... to ja przeciez znam siebie najlepiej... NAJLEPIEJ? tak, tak... jak sie okazuje czlowiek sam o sobie wie najmniej... nawet mniej niz by sie spodziewal i niz by powinien... nie wie o sobie nic... dzieki innym poznaje siebie od poczatku... poznaje w sobie wszystko... od koncowek wlosow po paznokcie... uczy sie lubic siebie... z czasem stara sie pokochac wszystko to, co w nim jest... od najbrzydszego po najpiekniejsze... uczy sie samego siebie... ludzie pomagaja mu odkrywac siebie kawalek po kawalku... to tak, jakby rodzil sie raz jeszcze... ale nie fizycznie... czy materialnie... tylko duchowo i psychicznie...
ja mam juz dosc poznawania siebie... ciezko to znosze... nie chce juz tak... to mi sprawia bol i przykrosc... jestem paskudna... nie chce juz dalej odkrywac swojej brzydoty... nie potrafie tego wszystkiego w sobie pokochac...
potrzebuje spokoju... dlaczego ludzie nie moga mnie zostawic w spokoju...? chce pobyc sama ze soba... potrzebuje tego... naprawde... musze wsluchac sie jeszcze raz... chociaz na chwilke... w siebie... odkryc swoja prawde... swoje idealy... marzenia... pragnienia... a pozniej zostawic to wszystko... zapomniec, zeby pozniej moc wszystko spelniac... przyzwyczaic sie... oswoic... zastanowic... potrzebuje samotnosci i pomocy...