no i już mi trochę lepiej... pogadalam wczoraj z nim... i nie wiem co... nie rozumiem tego czlowieka... wszystko mu przeszkadza.. nie ma takiej rzeczy chyba, która by mu nie przeszkadzala... ech..
Hanek zmienila nr GyGy... nie dala mi nowego, więc odbieram to tak, jakby miala mnie już dość... no więc oki... nie to nie :)
wczoraj mialam niezly dzień... po szkole do Hani, żeby jej dać prezent z okazji mikolajek... później na niemiecki... zaraz po niemieckim do domu i na próbę.... przyszlyśmy z Agą wcześniej (pierwszy raz w życiu się nie spóźnilyśmy :D) no i czekalayśmy do 17:00... nikt się nie zjawil.... to czekalyśmy jeszcze trochę.. później poszlyśmy do Agaty, żeby zapytać się co jest i dlaczego jej nie bylo przy kościele... jej mam powiedziala, że Agata poszla do cafe... fajnie... to poszlyśmy na drugi koniec osiedla do Emilii... ona powiedziala, że nie idzie na probę, bo idzię na roraty do kościola... jeszcze lepiej... poszlyśmy do Mileny, ale Milena powiedziala, że jest sama w domu i nie mogla iść na próbę, ale też nie wie dlaczemu jej nie ma... no więc super.... Daniel na wystawil... fajnie... i ksiądz też.. dzięki... no, ale ok. 17:40 wrocilyśmy się do kościola, bo na 18:20 bylam umówiona z Bartkiem na spacer :D no i tak czekalyśmy na lawce... nagla patrze, ktoś znajomy idzie... wydawalo mi się, że to Kamil no i to byl Kamil... zapytal się czy wiemy, który to Lukasz... powiedzialyśmy, że tak, na co on:
- Lukasz byl w puszczy z Flakiem na rowerach... i wyskoczyl ze skarpy... Flaku mówil, że kirownica i rama roweru wbila się w ziemię i Lukasz jebną twarzą i klatą o mostek kierownicy... później wylecial z roweru i przekoziolkowal pięć metrów... później się podniósl... chcial coś powiedzieć, ale się zachwial... zaplul się krwią i przewrocil... teraz jest w szpitalu... ma rozjebane oko... przednich zębów to chyba w ogóle nie ma... warga mu na jednym wlosku wisiala a w ramieniu mial dziurę, a której leciala mu krew... tak Flaku gadal... nie wiem co robić.. chyba pójdę do chaty i zadzwonię do jego starej, żeby jej to powiedzieć... hmm... albo nie.. idę nie duuuuuuugi spacer...
no i poszedl.... kurcze, biedny Lukasz.... ech... Kamil poszedl na spacer a ja z Agą przy kościól... Bartek się zjawil i sobie chodziliśmy po podwórku... fajnie bylo.... ale do domu wrócilam strasznie zmęczona... ech... ale i tak nieźle się uśmialam z Bartka... dzięki Bartuś =o*